W tym roku po raz trzeci udałem się na Rajd Dolnego Sanu. Bazę jego dziewiątej edycji zlokalizowano w Nowej Sarzynie.

Po porannym, nieco zbyt późnym przyjeździe, nastąpiły na parkingu szybkie przygotowania. Towarzyszący mi w podróży Paweł i Mariusz zebrali się sprawnie, ja chwile potem i nawet 2 minuty przed startem znalazłem się na schodach szkoły.

Od pół godziny byłem posiadaczem map (dwóch- jedna dla całej trasy w skali 1:50 000, druga na etap BnO) i kart startowych (trasa+BnO). Postanowiłem etap BnO zrobić na końcu, na deser, więc po starcie ruszyłem w lewo, do PK2. Pierwsze kilkaset metrów zbierałem się jeszcze, dopinałem sprzęt, orientowałem mapę. I wreszcie zacząłem truchtać. Przebieg dość oczywisty z mała korektą (zarośnięta linia energetyczna). Zbliżam się do PK i nie rozumiem, czemu ludzie się przy jakimś pomniku szwendają. Mamy szukać wyschniętego potoku... Ale zaraz, sprawdźmy jeszcze raz opis. O masz! To PK 12, a nie 2! Mam szukać "kamienia pamiątkowego". Uff, dzięki za tramwaje ;-) Małpując poprzedników po mini grobli przechodzę przez strumień i pierwszy PK w karcie jest! :-)

Kolejny cel- PK 11. Tramwaj przede mną się rozdziela. Cóż, trzeba włączyć myślenie i... podjąć ryzyko. Skręcam w prawo w drogę której na mapie nie ma, ale prowadzi w dobrym kierunku. Droga za chwilę zamienia się w łąkową autostradę- wyłożona jest betonowymi płytami. Po kilkunastu minutach docieram do lasu, a tu... leśna autostrada. Szeroka na ok. 5 metrów, rowy na 2 m. Lezę, ale że mi się niezbyt podoba, skręcam na północ by znaleźć te właściwą, zaznaczona na mapie drogę. Jakieś górki... gdyby była lepsza jakość brązów na mapie, to można by ukształtowanie poczytać, by się upewnić o swoim położeniu. Nic, napieram prościutko ja strzelił, przecinam leśną autostradę i zaczynam się mijać z tymi, którzy już jedenastkę potwierdzili. Wahadło się tu, niestety, zrobiło. Sam punkt fajnie położony, rów, przewrócona ambona. Wracam jak inni, ale jak chyba nikt skręcam w pierwsza drogę w prawo, ku torom.

Przecinam tory, trochę drogą, trochę przez las na azymut. Wreszcie docieram do jego skraju, gdzie spotykam ludzi- oczywiście nasi :-) Szukają drogi na południe. Ja znajduję ja szybko, ale i równie szybko dość szeroki rów. Na szczęście jest i kłoda. Ma całe 25cm średnicy... Przydałaby się podpórka. Odwracam się wyrywam jakieś wyschnięte drzewko i raz dwa jestem na drugi brzegu. Chwila drogą i wzdłuż rowu w prawo. Po chwili mam ambonę i PK 13.

Teraz byle do drogi... Wzdłuż innego rowu docieram do niej po chwili. I na południe, ku czternastce! Gdy na następnym skrzyżowaniu natrafiam na szlaki turystyczne- można się zdrzemnąć z nawigacyjnych nudów. Z zawodowej ciekawości przyglądam się technice ich wykonania i dziwie, kto tak niechlujnie wykonane znaki malowane odebrał... No nic, nie mój interes :-) Za wsią Perlaki porzucam na ok. 2 km szlaki, ale w końcu na skraju lasu muszę do nich wrócić- TAM jest most i jedynie słuszna droga. Przecinam stawy i docieram do rezerwatu. "PK 14, ogrodzenie rezerwatu, z tyłu" głosi opis z mapy. Tyłu czego? Ogrodzenie jest, zaglądam przez nie na tył tablicy informacyjnej- nic. Jaki tył? I w ogóle jak można rezerwat ogrodzić. Porąbało ich? jak ta przyroda ma się komunikować. Nic, nie mam lepszego pomysłu, lecę wzdłuż ogrodzenia. Ono zakręca, po kilkudziesięciu metrach jeszcze raz i... jest! Mam lampionik. No tak, najmniejszy rezerwat w Polsce- Kołacznia właśnie został przez mnie obiegnięty ;-)

I znów szlakami- pieszymi i rowerowymi zmierzam ku PK15. W Judaszówce ścinam nieco łąkę małpując poza szlakowy wariant od maszerujących z naprzeciwka, potem krótki skok w (lewy) bok i mam perforator powieszony za kapliczką. Ruszam, a na łące wydaje mi się, że widzę Pawła i Mariusza. Macham, odmachują i każdy w swoją stronę.Postanawiam robić najkrótsze warianty- gruntówkami, ale jest dzień, suchy las, powinienem dać radę. Drogi czasem zanikają, ale bez większego problemu znajduję PK16. Ot tak sobie, na skraju lasu wisi. szkoda, ze po polu musimy deptać... z ciekawszych spotkań na tym odcinku to najpierw czacha jakiegoś zwierza (krowa?) wbita na pal, a potem gdy robię małą przerwę, zaczyna mnie doganiać dwóch młodzieńców otoczonych muzyką- nie zwracam im uwagi, że ciszę zakłócają; może mają jeszcze większy kryzys nż ja? Plecaki na pewno :-)

Niewielki odcinek gruntówką, a potem na azymut, do asfaltu. W centrum wsi, z bocznej drogi w która chce skręcić wychodzi... kondukt pogrzebowy. To trzeba mieć szczęście... Żałobnicy jakoś tak dziwnie na mnie patrzą. Jakby mnie pierwszy raz na RDSie widzieli ;-))) Gdy wreszcie trafiam do lasu znów na azymut aż docieram znów do... kolejnego szlaku. Napotkani w lesie ludzie jakie słowa współczucia pod moim adresem kierują. Ciekawe co w domu o mnie i mi podobnym powiedzą ;-) Przecinam drogę wojewódzką. Gdzie jest policja??? Gnaja tu na złamanie karku. Docieram do jeziorka. na mój widok psiak rzuca się do ataku. Właściciel jak zwykle "on nie gryzie". Tym razem nie mam ochoty i czasu deliberować. Znajduje PK17, krótkie posiedzenia na ławeczce (kanapeczki! :-) ) i ruszam szlakami w kierunku FLORYDY. tak, tak- Zalew Floryda już za chwilę po prawej :-) Znów przecięcie wojewódzkiej i w las, szlakiem i... gazociągiem :-) PK18 i fajna, leśna kapliczka szybko odnalezione.

I zostało mi już tylko... 25 PK do potwierdzenia! Bo reguły były takie: 9PK "dużych" 9z mapy 1:50 000) i 24 PK "małe" (z mapy BnO). No to idę po PK2. Trochę lasu ale i trochę nieszczęsnego asfaltu. Na polach znów wieje... Nic, damy radę ;-) Gdy dochodzę do punktu od razu wybieram najbardziej zakrzaczone drzewo. I nie mylę się. Choć gdyby nie odblaski od frontu to bym na ostatnich metrach zwątpił. Tuz za mną potwierdza go dwójka biegaczy. Wyprzedza mnie w połowie drogi na etap Bno, choć nie na długo :-)

W oddali już widać las. To moje upragnione BnO. Wreszcie mapa przeznaczona do tej dyscypliny i wreszcie po raz pierwszy będę mógł się pościgać na stałej trasie- z zamontowanymi (wkopanymi) na stałe słupkami z przyczepionymi perforatorami. Zadanie z pozoru banalne: z ponad 30-tu PK wybrać i potwierdzić 24. Czyli trzeba pokombinować, by się nie nabiegać i czasu oraz sił nie natracić. No to zaczynam jazdę wężykiem po lesie :-) Po 20 PK spotykam dwójkę która mnie ostatnio wyprzedziła, potem jeszcze raz i na moim ostatnim PK z naprzeciwka biegną znów oni i ktoś jeszcze. Wciskam się w krzaki pierwszy i leeecę do bazy. Nie gonią mnie, chyba jeszcze im coś do potwierdzenia zostało. Znaczy nienajgorszy wariant w lesie wybrałem :-)

Po krótkich acz intensywnych poszukiwaniach właściwego miejsca do bazy wpadam na metę. Przemili organizatorzy zatrzymują mi czas i bez narzekania uzupełniają moje karty o personalia- zwyczajnie zabrakło mi przed startem czasu by to uzupełnić. teraz czas na posiłek, miłe rozmowy ze znajomymi, porównanie swoich wyników.

Wynik, uwieczniony na poniższym dyplomie, to 8h21min i 29. miejsce. W ubiegłym roku było to 8h 52min i miejsce 38. Trudno różne imprezy porównywać, ale jednak jakiś postęp wydaje się że jest. Kryzysu takiego jak w 2015 nie zaliczyłem, a nawet niemal całą końcówkę (BnO) przebiegłem.

Ogólnie oceniam RDS 2016 bardzo dobrze. Świetnie spisał się kierownik i budowniczy tras Hubert Puka oraz jego współpracownicy. Trasa była o niebo przyjemniejsza niż w 2015 roku (więcej dróg gruntowych w tym w lesie, nieco więcej wariantów- choć raczej w skali mikro, ale to już coś). Etap BnO- bardzo fajne urozmaicenie. Pogoda również baaardzo łaskawa- przed i w trakcie.

Galeria zdjęć (nie moje :-) )

Moja trasa naniesiona na portal runmap:

Route 3,445,944 - powered by www.runmap.net

A oto i mój dyplom, z którego jestem bardzo dumny :-)



Poprawiony (czwartek, 14 marca 2019 11:31)